Wracał kiedyś na rowerze baca z Nowego Targu. Ciężko pracował, naciskał pedały z całych sił, bo lekko nie miał. Na siedzeniu przed kierownicą siedziała 2 dzieci bacy, Z tyłu na bagażniku tuliła mu się do pleców jego baba, ładna jak obrazek, ale należąca do „szerokodupiastych”, a na podołku trzymała dwa prosięta. Do bagażnika na dyszlu przyczepiona była mała dwukółka, w której stały trzy barany. Ponadto na postronku baca ciągnął krowę. Całości pięknego widoku dopełniał owczarek biegnący samodzielnie na szpicy. Kawałek za Nowym Targiem stał patrol policyjny. Policjant na widok Bacy na rowerze najpierw stracił mowę, potem długo przecierał oczy ze zdumienia, aż wreszcie wskoczył na drogę i zaczął wymachiwać lizakiem.
Baca był człowiekiem dobrym i uczynnym. Podniósł oczy znad kierownicy, popatrzył na policjanta, potem ogarnął wzrokiem swój dobytek i powiedział z wielkim żalem:
– Hej, cłeku, no poźryj-ze! A kaz cie jo jesce, kruca, wezne?

Avatar photo

Autor: Ernesto Che GO

Myślę, że jestem, więc jestem. Tak myślę.

Dodaj komentarz