„Lataj LOT-em” – to hasło zobowiązuje. Stewardesa kolejno podchodzi do pasażerów i pyta o preferencje obiadowe. Jeden pyta:
– A co jest do wyboru?
– Na przykład łosoś w miodzie lub jagnięcina z górskich łąk Kaukazu.
– Jestem weganinem!
– Menu wegańskie: skórka z chleba żytniego lub kiełki.
– Hmm… a ten łosoś i jagnięcina to aby koszerne?

– Doktorze, wypiszcie mnie, ja jestem już całkiem zdrowy.
– Dobrze, ale zrobimy jeszcze kilka badań.
Nagle wpada sanitariusz:
– Wy dwaj, migusiem na zabiegi!
– Ale chwilę, ja jestem doktorem!
– Ta, ty jesteś doktorem, a on – Napoleonem.
Wchodzi ordynator:
– I co, pacjenci, jesteście w komplecie? Doktorek, sanitariusz i Napoleon? To zaczynamy obchód.
Wpada gość w kombinezonie roboczym:
– Dobra, panowie, koniec wygłupów, wariatkowo samo się nie wyremontuje.

Skandalem zakończyła się kontrola w instytucie genetyki ewolucyjnej. Rzadki egzemplarz goryla madagarskiego okazał się być docentem Gębalą, od trzech lat ukrywającym się za niepłacenie alimentów. To odkrycie każe postawić pod znakiem zapytania wszystkie rezultaty eksperymentów z ostatnich trzech lat. Przypomnijmy tylko, że zaledwie w zeszłym tygodniu rzecznik prasowy instytutu poinformował o przełomie – mianowicie, jakoby małpa nauczyła się rozwiązywać wielomiany trzeciego stopnia.

– Co słychać? Dawno cię nie widziałem…
– Jakoś leci, choć… ostatnio zauważyłem u siebie coś dziwnego, tak jakbym miał odwrotne krążenie…
– Co ty pieprzysz?!
– No bo, jak kiedyś żona tylko pogładziła mnie po głowie, to od razu mi stawał, a teraz, jak tylko zbliży rękę do kroku, to mi włosy dęba stają!

Jechałem miejskim autobusem, miałem miejsce siedzące. Tłok robił się coraz większy. W pewnym momencie jakaś stojąca stara raszpla zaczęła się ode mnie domagać, bym jej ustąpił miejsce. Olałem ją. Nie zwracałem uwagi nawet wtedy, gdy wszyscy dookoła zaczęli na mnie się drzeć. Dopiero na moim docelowym przystanku spokojnie wziąłem kule i udałem się do wyjścia. Ludzie nagle zamilkli, a ja byłem usatysfakcjonowany, że się zamknęli ze wstydu.
Ten śpiący dziadek z miejsca naprzeciwko na pewno będzie przerażony, jak się obudzi i nie znajdzie swoich kul.

Lekcja geografii w szkole.
Nauczycielka:
– Dzieci! Dzisiaj zabawimy się w odgadywankę. Ja będę opisywać cechy jakiegoś narodu, a wy będziecie zgadywać, jaki to jest naród. Dobrze?
Dzieci przyjmują propozycję nauczycielki z zadowoleniem.
– Jest taki piękny naród: niby pracują, trochę gościnni, ale jak wypiją – to wszyscy muszą chować się, bo będzie nieszczęście – zagaja nauczycielka. – Jaki to naród, dzieci?
Piotrek krzyczy:
– To te wredne Moskale!
– Jakie Moskale, Piotrku? To Rosjanie… Ale ogólnie prawidłowo – chwali nauczycielka. – Siadaj. Uwaga! Następny naród: oni są gospodarni, we wszystkim znają ład i porządek, umieją liczyć, tylko zimą u nich śniegu nie doprosisz się. Kto to?
Marysia podskakuje:
– Ja wiem, to są ci wredni Żydzi!
– Nie Żydzi, tylko Izraelici, Marysiu. Ale ogólnie prawidłowo. Siadaj. Ostatni naród: gospodarni, szczerzy, domki u nich malutkie – ładniutkie, pomalowane kolorowo, obok malwy kwitną. Wszystko jak w bajce… Ale jak człowiek wyjdzie z domku, popatrzy na domek sąsiada, to ściskając zęby z gniewu mruczy pod nosem: „A niech by im ten dom się spalił!”.
Nikt w klasie się nie odzywa. Cisza jak makiem zasiał.
– Co to za naród? Nie wiecie? Dlaczego milczycie? – dopytuje się nauczycielka.
Cichutki głosik z ostatniej ławki:
– Ale jak my ładnie śpiewamy…

A czemu ty w łóżku? Chora? Aha, to może coś do jedzenia ci zrobię? Nie, leż, ja zrobię… Spokojnie, poradzę sobie ze wszystkim. Gdzie u nas jest makaron? W której puszce? Przecież ich tutaj pięć stoi! Nie wstawaj, ja znajdę… W pierwszej mąka… W drugiej cukier… A co za różnica, co się rozsypało!? Kasza jakaś! Po co przyszłaś, ja sam posprzątam. Kładź się i nie denerwuj. Gdzie jest otwieracz? W szufladzie nie ma. Znów wstałaś? Przecież chora jesteś! Gdzie znalazłaś? Nie może być, przecież ja tam dwa razy szukałem… Idź, sam wszystko zrobię… Mamy jodynę? Zabandażuj mi palec, proszę. Ostrożnie, bardzo boli! Aż w głowie się zakręciło. Pójdę się położyć. Przynieś mi Ibuprom. Wyłącz telewizor. Otwórz trochę okno. Nie, nie chcę jajecznicy. Schabowego bym zjadł. Ale zamknij drzwi do kuchni, przecież chory potrzebuje spokoju!

Pewien Przemek był strasznie popier’dolony. Tak bardzo był popier’dolony, że każdy pragnął, aby poszedł do jakiegoś lekarza, czy coś. Poszedł w końcu do psychologa. Psycholog skierował go do psychiatry. Przemek i tam poszedł.
Lekarz wysłuchał go dokładnie, a po godzinie wyciąga fiolkę z tabletkami i czyta na głos instrukcję:
– Jedna tabletka zawiera półtorej grama benzodiazepiny. Jeden gram na sześćdziesiąt kilogramów… czyli jakieś dziesięć tabletek powinno załatwić sprawę.
– Panie, ja kur’wa, nie ważę sześćset kilogramów! Ledwie stówę, kur’wa, ważę!
– Ale ja ważę sześćdziesiąt…

Ogłoszono Światowy Konkurs Gadających Odbytów. Zgłosiło się trzech śmiałków.
Ogromna scena w blasku reflektorów, tłumy publiczności…
Wychodzi reprezentant Francji. Na sali zaległa cisza. Opuścił spodnie, odwrócił się, wypiął tyłek do mikrofonu, a z głośników słychać:
– Dobrrrry wieczórrrrr.
Na widowni szał, brawa i okrzyki.
Wychodzi reprezentant Wielkiej Brytanii znów zapadła cisza. Ten również opuścił spodnie i wypiął się do mikrofonu. Z głośników popłynęło:
– Dobrrry wieczórrr, szanowne panie i drrrodzy panowie.
Widownia zgotowała zawodnikowi owację na stojąco.
Na scenę wychodzi reprezentant Ukrainy. Znów cisza na sali. Zawodnik rozpiął spodnie, odwrócił się, ustawił… Z głośników rozległo się pochrząkiwanie. Uczestnik wyprostował się, opuścił niżej spodnie, znów się wypiął, a z głośników rozległo się tylko:
– Hmmmm… Hmmm…
Na sali konsternacja, słychać pojedyncze gwizdy…
Zawodnik wyprostował się, poprawił mikrofon, zrobił trzy przysiady, wypiął się znów do mikrofonu, a z głośników rozległo się:
– Hmmm… Hmmmm… ukraińska pieśń patriotyczna – Czerwona Kalina…